Zestawy mama-córka oraz szycie uniwersalne w praktyce
W tym wpisie chcę Wam opowiedzieć o kilku uszytkach, które zrobiłam dla siebie i Kruszyny od momentu wybuchu epidemii. Zarówno w wersji 100% matka-córka z tego samego wykroju, ale użyłam go także do uszycia dla siebie różowej bluzki z falbanami na rękawkach. Kolejne uszytki w grochy mają już zastosowanie i wykrój adekwatny zarówno do moich zapatrywań związanych z garderobą, jak i z myślą o wygodzie w użytkowaniu – zwłaszcza dla córeczki. Bardzo lubię takie łączone i uniwersalne rozwiązania – pierwszy komplet służy nam raczej na co dzień, zaś drugi możemy używać w różnych sytuacjach i na różne okazje. I w wersji „domowej”, i tej bardziej eleganckiej. Tutaj już wszystko zależy od dodatków 🙂 Jak wyglądają u nas takie zestawy mama-córka i na czym polega moje uniwersalne szycie w praktyce – zapraszam do wpisu 🙂
Zestawy mama-córka w praktyce. Komplet w kwiaty
Jest to nasz pierwszy wspólny zestaw i będę ich na pewno robić coraz więcej, bo zawsze mi się podobały takie dwa rodzinne klony 😀 Materiał w kwiaty, który tutaj użyłam to jersey z niewielką ilością elastanu. Kupiłam go jeszcze przed epidemią w sklepie stacjonarnym tkaninowyoutlet.pl we Wrocławiu. Byłam w nim po raz pierwszy i jestem bardzo zadowolona z zakupów, dostępnego asortymentu, jak i obsługi! Kupiłam z każdego materiału (tak, wzięłam jeszcze inne…) po 3 m bieżące, aby mieć go w razie czego więcej (po dluższym namyśle stwierdzam, że dobrze zrobiłam :D). Prostą, codzienną sukienkę w kwiaty na co dzień chciałam mieć już od dawna. Cieszy mnie, że wreszcie udało mi się tam znaleźć wzór, który wstrzelił się w mój gust, bo z tym miałam wcześniej największy problem i dylemat. Sam pomysł na zrobienie kompletu mama-córka wyszedł u mnie w trakcie krojenia materiału 🙂
Wykrój na zrobienie tej sukienki wzięłam z magazynu Burda Szycie krok po kroku 1/2020, mod. 2C. W tym fasonie bardzo mi się spodobał przede wszystkim dekolt i luźny krój oraz prostota w formie. Kiedy dodatkowo zobaczyłam te urocze falbanki na rękawkach w modelu na bluzkę – przepadłam! Dlatego użyłam jeszcze tego samego wykroju do zrobienia sobie bluzeczki – o tym piszę więcej pod koniec wpisu.
Sukienkę szyło się niezwykle szybko i prosto – wszystko dzięki czytelnej i przejrzystej instrukcji z czasopisma. Co ciekawe – choć fason sam w sobie jest luźny w talii, u mnie pod wymiar 34 okazał się być zbyt luźny i wyglądałam trochę, jak w worku 😀 Dlatego postanowiłam zwęzić górę sukienki od miejsca pach do talii na kształt łuku po obu stronach. Kiedy wykorzystałam ten prosty zabieg (podpatrzony kiedyś u mojej babci 🙂 – teraz wygląda znacznie lepiej. Chodzę w niej przeważnie na co dzień, bo do „eleganckich sytuacji” nie do końca się nadaje – ale o to mi chodziło, kiedy planowałam ją stworzyć Dawno w sumie nie miałam w mojej szafie takiej sukienki, która byłaby raczej „na luzie”. Teraz już mogę w niej chodzić nawet w trampkach, czego mi wcześniej bardzo brakowało przy innych sukienkach.
Szycie tej samej sukienki w mniejszej wersji
Do zrobienia identycznej kreacji dla Kruszyny, posłużyłam się „bazowym wykrojem”, którym jest używany przeze mnie wielokrotnie i w różnych postaciach wykrój z prostej sukienki. Zakupiłam go już jakiś czas temu na olabela.pl, tzw. wykrój z MadeByMe. Ogólnie to na Wasze pierwsze uszytki dla maluszków, bardzo je polecam! Do szycia ubranek dla Kruszyny i ubrań w ogóle, to właśnie ten był moim pierwszym i nie ukrywam, że do teraz chętnie z niego korzystam oraz z ich innych wykrojów, kiedy coś szyję dla córki. Podobnie, jak w Burdzie Szycie krok po kroku – mamy tam przejrzyste instrukcje, podziały na wymiary, a wszystko jest świetnie opisane i wytłumaczone. To właśnie dzięki tej bazowej sukience i zdobytej wiedzy, jak ją uszyć – odważyłam się na pierwszy krok w szyciu ubrań dla siebie, czego efektem była moja czerwona sukienka 🙂 Taka ciekawostka! Wracając do wykroju na identyczną sukienkę dla Kruszyny…
Jedyne, co potrzebowałam zmienić to: dodać rękawki oraz zmienić dekolt w bazowym korpusie i część spódnicy. Jeśli na ten moment miałabym Wam dokładnie wytłumaczyć i powiedzieć, jak zrobić samemu wykrój na rękaw – jeszcze nie pytajcie, bo na ten moment robię to naprawdę „na czuja” , bardzo intuicyjnie i po swojemu 😉 Pod tym względem wolę oddać Was w ręce profesjonalistów. Przy okazji sama wciąż zasięgam różnych porad, bo wciąż się uczę. Powoli zabieram się też za zakupy z „szyciowej literatury”, by nabyć więcej wiedzy z zakresu konstrukcji ubioru, ale o tym innym aspekcie jeszcze w przyszłości napiszę 🙂 Dla zrobienia dołu spódnicy nie trzeba było oczywiście dużej filozofii – odmierzyłam, na jaką długość chcę mieć sukienkę, zaś tworząc szerokość prostokąta na wykrój, posłużyłam się szerokością z wykroju bazowego. Przygotowany prostokąt naniosłam na materiał w linii złożenia i wycięłam takie 2 szt. Całą resztę sukienki w etapach szycia zrobiłam już analogicznie – jak moją.
Jedyną różnicą było wykończenie dekoltu, który rozcięłam z tyłu (tak, by głowa mogła swobodnie przejść), dodałam lamówkę i wszyłam guziczek. Wyciągnęłam go z pudełka z różnymi starymi guzikami, które otrzymałam od mojej babci. Uwielbiam takie sentymentalne pamiątki! Ten akurat urzekł mnie nie tylko swoim wyglądem, który idealnie pasuje do materiału, ale także zwróciłam uwagę na jego wyjątkowość. Jest nieco uszkodzony, ma niewielkie wgłębienie blisko środka – nie wiem przez kogo lub co został nieco uszkodzony ani dlaczego, nie wiem też do końca, kto wcześniej w nim chodził z mojej rodziny. Chyba należał do mojej mamy, ale nie mam pewności… Po prostu zaintrygował mnie swoją tajamniczością. O starych guziczkach piszę też więcej poniżej, bo jeszcze je gdzieś wszyję 🙂
Jeden wzór, dwa wykroje. Czyli szycie zestawu w innej formie
Tu macie kolejny dowód na to, że bardzo lubię jersey i przeważnie z niego szyję – jest niezwykle wygodny, no i ma bardzo dobry skład, bo w dużej mierze jest to bawełna z niewielką ilością elastanu. Ten materiał w grochy też kupiłam stacjonarnie w tkaninowyoutlet.pl i nie ukrywam, że coraz bardziej zaczynam lubić ich sklep! Pewnie nie każda tkanina jakościowo okaże się dobra (mam świadomość, są one jednak różnej maści, jak sama nazwa sklepu nam wskazuje), ale jak na razie jestem bardzo zadowolona z tych zakupów. Najbardziej to z jednej tkaniny wiskozowej, z której uszyłam dres, o czym też może jeszcze napiszę, choć nie obiecuję, że na pewno – doba jest czasem za krótka! 😉 Niektórzy z Was śledząc na bieżąco mój profil IG czy Fanpage na Fcb, już go mogli „przelotnie” zobaczyć.
Wracając do kompletów. Tym razem chciałam coś zrobić z innego wykroju dla każdej z nas. Tego typu rozwiązania też do mnie mocno przemawiają, bo wzór mamy ten sam, ale każda nosi coś adekwatnego dla swojego stylu czy hmm.. sposobu bycia 😉 Ponieważ chciałam uszyć dla siebie bluzkę koszulową wiedziałam, że takie rozwiązanie dla córeczki nie okaże się na ten moment zbyt praktyczne. Dlatego sprawiłam jej sukienkę z falbankami na rękawkach, o dość luźnym kroju. Zależało mi na tym, aby oba uszytki były wygodne, eleganckie, ale jednocześnie uniwersalne. Świetnie się u nas sprawdzają zarówno jako codzienna kreacja, jak i na bardziej odświętne dni. Ten „komplet” w grochy figurował u nas na Wielkanoc, ale równie często ubieramy go na co dzień – choć na razie przeważnie składa się na to, że kiedy moja bluzka jest w użyciu, od Kruszyny już brudna sukienka czeka na pranie – i na odwrót. Dlatego do tej pory nie miałyśmy razem bardziej widocznego zdjęcia całości – dlatego podaję Wam przelotnie zrobione wspólne zdjęcie z Wielkanocy 😉
Wykrój do mojej bluzki wzięłam z magazynu Szycie 1/2020, model nr 8. Został opisany jako łatwy do zrobienia więc stwierdziłam, że jak na pierwszy tego typu uszytek będzie dla mnie jak znalazł. Jak widać, nieco go przerobiłam pod predyspozycje jersey’u, który nie jest tak lejący, jak sugerowana satyna poliestrowa. Dlatego kołnierz dodatkowo wzmocniłam flizeliną, zrezygnowałam z szarfy, bo na tym materiale byłaby zbyt sztywna, zaś całość uszyłam pod rozmiar 38. Dzięki temu bluzeczka luźniej się układa i nie przylega do ciała jak T-shirt 😉 Jako zapięcie pod szyją wykorzystałam ukryty pod materiałem zewnętrznym nap, bo nie chciałam, aby guzik upinający kołnierz był widoczny. Dodatkowo też po to, by cały kołnierz lepiej zachował swój kształt.
Szycie z sentymentem
Guziczki do mankietów też mają dla mnie dość ważny wymiar sentymentalny – te poniżej należały swojego czasu do mojej mamy, kiedy była panną. Wtedy ozdabiały jej żakiet, ale ponieważ nie zachował się do dziś – mam chociaż guziczki 🙂 Jak widzicie, ogromnie lubię te pamiątkowe i „historyczne” gadżety pasmanteryjne. Kiedy tylko mogę je dodać, przeważnie korzystam z pudełeczka, w którym mam właśnie takie stare, rodzinne skarby krawieckie – od mojej babci, mamy, nawet kilka od dziadka! Historii każdego z nich niestety nie znam, choć bardzo bym chciała. Teraz pozostaje w dużej mierze ich tajemniczość oraz świadomość przedłużenia rodzinnej historii, uwiecznionej na używanych przez nas współcześnie ubraniach. Pewnie niektórzy z Was też mają taką krawiecką spuściznę u siebie w domu, prawda? 🙂
Wykrój na sukienkę Kruszyny wzięłam z tego samego czasopisma, co bluzkę. Jedyną różnicą było to, że rozmiarówki sięgały tam maksymalnie do 12 msc, więc musiałam ją znacznie powiększyć – do wieku prawie 2 lat 😉 Sam fason urzekł mnie od samego początku i co tu kryć – kiedy tylko ją zobaczyłam w gazecie, po prostu ją widziałam na Kruszynie! Jedyne, czego nie dodałam w mojej wersji, to kokardki na rękawkach. Uznałam, że używając po całości tego samego wzoru w grochy, byłby to już przerost formy nad treścią… Na wykończenie tyłu, zamiast tym razem używać guziczków z pudełka mojej babci, postanowiłam użyć uroczych białych springów w kształcie kwiatków. Niestety nie powiem Wam, skąd je mam, bo nie pamiętam – kupiłam je dawno i używam ich dość sporadycznie, kiedy tylko czuję „ten moment”. W zanadrzu mam także inne kolory i wzory, a przeważnie używam zwykłych, klasycznych lub (także prostych w formie) napy – podobnie, jak to zrobiłam na kołnierzyku mojej bluzki.
Dwa różne modele, ten sam wykrój. Uniwersalne rozwiązania
Pod koniec chcę nieco zahaczyć o to zagadnienie. Ponieważ szyjąc sukienkę w kwiaty spodobał mi się użyty przeze mnie wykrój, postanowiłam go też wykorzystać na bluzkę. Tego typu rozwiązania bardzo do mnie przemawiają i zaczynam je coraz częściej stosować – przeważnie szyjąc coś dla Kruszyny. Takie metody naprawdę świetnie się sprawdzają! Czasem w danym wykroju wystarczy tylko zmienić np. długość czy dodać falbanki i już mamy coś innego od poprzedniej wersji czy tzw. bazowej. W mojej garderobie coraz częściej stawiam na uniwersalne rozwiązania w tworzeniu ubrań – tak, aby zarówno z jednego wykroju stworzyć kilka różnych opcji oraz by tworzyć takie ich wersje, które sprawdzą się dobrze na każdą okazję i będą do wszystkiego pasować. Dlatego używanie jednego wykroju, który lubimy i nam się podoba, uważam za całkiem przyjemną i dobrą metodę do tego celu 🙂 Oczywiście nie stosuję jej za każdym razem, bo podoba mi się naprawdę sporo różnych wykrojów (tylko czasu trochę mniej na uszycie! ;D ), ale kiedy tylko mam taką koncepcję – stosuję te poprzednie, użyte już wcześniej. Czy ktoś z Was też sięga czasem z powrotem do raz użytych wykrojów?
Jeśli chodzi o materiał do tej bluzeczki – kupiłam go raz na jednej aukcji Allegro, tak trochę w ciemno (błąd!). Kiedy przyszedł, nie byłam z niego zbyt zadowolona (w opisie widniał jako jersey, a okazał się być czystej maści poliestrem…), ale że czasem dopada mnie przysłowiowy leń – nie chciało mi się bawić w robienie zwrotu 😉 Przeleżał w pudle na tyle długo, że zdążyłam o nim zapomnieć. Jak szyłam powyższe sukienki i przy okazji zrobiłam porządki w materiałach – dał o sobie na nowo znać. Pomyślałam wtedy, że w sumie materiał jest świetną opcją na lato (jest bardzo „zimny” ;D ), a kolor też mówił sam za siebie – w sumie dlatego też go wtedy kupiłam. Teraz świetnie się u mnie sprawdza zwłaszcza na smutne, ponure dni. Zresztą – chociaż jedną bluzeczkę w stylu barbie warto mieć, prawda? 😉
Jedyne, co zmieniłam w wykroju z Burdy, to ilość falbanek. Ponieważ nigdy wcześniej nie chodziłam w takiej hmm… „słodkiej bluzeczce” uznałam, że jak dla mnie byłoby o jedną falbankę za dużo. Dlatego ją ostatecznie rozprułam i pozostawiłam tylko tą dolną, tworzącą tulipan. W sumie, jak tak teraz pomyśleć, to nawet świetnie pasuje do rękawków z sukienki w grochy od Kruszyny 🙂
Zestawy mama-córka i szycie uniwersalne. Podsumowanie
Jak widać – początek epidemii był u mnie mocno pod znakiem maszyny do szycia – wtedy jeszcze studia mnie nie przygniotły nadmiarem materiałów zdalnych… 😉 Teraz jest nieco inaczej, bo jednak zdalna nauka (+ praca od strony męża!) do łatwych spraw nie należy, a treści do czytania się mnożą – niemniej jednak i tak wciąż coś szyję, kiedy tylko mogę, a na ile czas pozwala – bloguję. Na razie uszytki na bieżąco są głównie w „socialach”, bo jednak zrobienie wpisu nieco czasu zajmuje, którego na ten moment niestety nie mam dość dużo. Liczę, że jeszcze trochę i wszystko wróci do normy, a zwłaszcza – wrócę na uczelnię i cała organizacja mojego życia będzie mieć znów ręce i nogi, bo na razie wszystko leży i kwiczy. Choć chciałabym być tutaj częściej i pisać więcej – na razie muszę dać sobie czas – mam nadzieję, że także będziecie go dla mnie mieć 🙂 A po więcej moich szyciowych pomysłów w realizacjach zapraszam tutaj.
Życzę Wam przyjemnego szycia!
Ania 🙂