Styczeń – luty 2021. Podsumowanie
Uwzględniając te dwa miesiące razem – w wymiarze szycia nie działo się u mnie zbyt wiele pod względem ilościowym. Ale, że jakość jest zdecydowanie ważniejsza – chcę dać o tym wzmianki w poniższym wpisie 🙂 Na tle życia osobistego miałam istotne kwestie do poukładania – stąd szycie musiało tym razem mocniej zejść na dalszy plan. I gdybym miała wybrać, który z tych miesięcy był bardziej chaotyczny i najmniej oczekiwany w serii niefortunnych zdarzeń – miałabym spory dylemat! Oba były nadzwyczaj dziwne 😉 Ale w dużej mierze nie będę się dzielić życiem osobistym – raczej sferą tego, co udało mi się uszyć, nauczyć nowego, a także co się czasem u mnie dzieje zza kulis Białej Nici. Kiedy np. nie mam czasu publikować różnych treści na bieżąco. Po tym krótkim wstępie – zapraszam na podsumowanie ostatnich dwóch miesięcy!
Styczeń – podsumowanie szycia
Jak już uprzedzałam przed chwilą – nie siedziałam dość wiele przy maszynie do szycia. Rzeczy, które udało mi się mniej więcej zrobić i się nimi podzielić w sieci, to drobne uszytki po resztkach materiałów, a także nowe ubrania zarówno dla mnie, jak i dla mojej Kruszyny. W tle stawiam też powolne kroki w tworzeniu garderoby dla męża… ale o tym jeszcze nie dziś 🙂
Zimowe akcesoria
Zaczynając od tych pierwszych, wymienionych przeze mnie uszytków – na czas zimy i śnieżnej pogody, wykorzystałam resztki wełny, które od dobrego roku pozostawały mi w pudłach po uszytych dla siebie wcześniej swetrach. Przypomniawszy sobie, że je mam – użyłam resztki do wykonania wełnianych akcesoriów na zimę – takich, jak mini rękawiczki dla Kruszyny, a także czapki i kominy dla nas. Dzięki temu nie musiałam nic kupować, a przy okazji wełna nas mocno grzała 🙂 Czapkę uszatkę wykonałam na podstawie zeszłorocznej czapki córeczki, którą bardzo lubiła i dobrze chroniła ją przed mrozem. Komin do kompletu powstał podobnie, jak jej jesienny zestaw w panterkę (sposób na wykonanie takiego komina można znaleźć tutaj). Rękawiczki to już własna inwencja twórcza, a wykonuje się je bardzo prosto i dość szybko! Ponieważ nie miałam wystarczająco czasu, by zrobić do nich od razu instrukcję szycia – wstępnie przeniosłam jej udostępnienie przed jesienią tego roku. Tym bardziej, że teraz wszyscy raczej szykują się do wiosny, niż na tworzenie zimowych rękawiczek 😉
Dla siebie wykonałam prostą czapkę typu beanie, dodając do niej delikatne perełki. Ponieważ bardzo lubię biżuterię Svarowskiego, udało mi się znaleźć w internecie perełki do rękodzieła właśnie z tej firmy. Porównując przy tym perłowe koraliki, które wykorzystałam do mojego wełnianego swetra – te są zdecydowanie lepszej jakości. Dzięki takiemu subtelnemu dodatkowi, czapka prezentuje się bardziej elegancko. Komin do kompletu uszyłam z wąskiego, długiego prostokąta. Wykonałam go analogicznym sposobem, jak tworzenie frotki do włosów (instrukcję do jej wykonania można znaleźć tutaj). W tym przypadku jest jednak taka różnica, że do środka nie dodawałam gumki – no i jest on zdecydowanie większy, niż frotka 😉
Kolejną rzeczą, którą udało mi się wykonać i udostępnić w sieci, to tutorial na wykonanie portmonetki z biglem. Pomysł ten chodził za mną już od jakiegoś czasu, a przy okazji jest to też kolejny, świetny sposób na wykorzystanie resztek materiału! Tutorial ten można znaleźć tutaj. Udostępniłam go zwłaszcza z myślą o zbliżającym się w styczniu Dniu Babci, ale przyznam się szczerze, że sama używam tego typu portmonetkę podczas zakupów w sklepie osiedlowym 🙂
Luty 2021
Podsumowanie szycia
Podany wyżej materiał to resztka po tym, jak uszyłam dla siebie i Kruszyny codzienne, proste spodnie. Dla siebie zrobiłam pierwsze, nieco luźniejsze w formie legginsy – te zaczęłam tworzyć na raty jeszcze w grudniu 2020, a w niektórych miejscach dopracowywałam jeszcze w lutym 😉 Więcej o nich można poczytać we wpisie z lutego, który znajduje się pod tym linkiem. Jeśli chodzi o spodnie dla córeczki, a także sukienkę, którą wykonałam dla niej dzięki połączeniu materiału w kwiaty i karmelowej dzianiny – o tym pomyśle stworzę osobny wpis ze zdjęciami. Głównie dlatego, że oba ubranka zawierają sporo ciekawych detali, które chciałabym szerzej opisać 🙂 Tym bardziej będzie o tym osobno, bo na ten moment nie miałam jeszcze dobrych okazji, by wykonać tym uszytkom jakiekolwiek zdjęcia! Na razie lekkie zarysy uwiecznienia tych uszytków można znaleźć w moich zapisanych relacjach IG o szyciu w 2021 roku, bo w przypadku córeczki – zazwyczaj albo jedna rzecz jest w praniu, albo druga jest w użytku i na razie różnie u mnie o synchronizację. Plus takich sytuacji jest taki, że będzie dobrze widać, jak materiał wygląda po wielokrotnym praniu, prasowaniu i użytkowaniu. Sama jestem ciekawa efektu – na razie wygląda dobrze. Zobaczymy, jak będzie dalej 🙂
Szycie z resztek
Jak widać – na powyższym zdjęciu znajduje się kolejne szycie z resztek w postaci etui na okulary, a także mój nowy uszytek z myślą o wygodzie i elegancji w domu – welurowa swetrobluza 🙂 Więcej słów na jej temat można poczytać w podanym wyżej odniesieniu wpisu – tym samym, gdzie pisałam o spodniach. Z tego beżowego weluru pozostał mi jeszcze kawałek z myślą o nowym Home Decor, a niewielkie części są pożytkowane w tle z myślą o nowym, prostym do wykonania tutorialu – ozdób do włosów dla dziewczynek. W międzyczasie miałam ogromną ochotę na uszycie dla siebie welurowych szortów z najnowszego wydania Burda Szycie krok po kroku 1/2021. No i je uszyłam! Nawet nie wiem kiedy… Chyba też tuż przed jednym z egzaminów, aby się nieco odstresować? Albo już po, aby odreagować wszystkie zdalne zaliczenia semestru 😉 Tak czy siak – szorty czekają już na cieplejsze dni, a kiedy nie jest mi zimno (bo ogólnie straszny ze mnie zmarzluch!) – chodzę w nich już czasem po domu. Są niezwykle wygodne i mięciutkie… Będą się świetnie sprawdzać zarówno w komplecie ze swetrobluzą, jak i z prostym, codziennym T-shirtem.
Bieliźniany szał
To, co sprawiło mi najwięcej satysfakcji i jest powoli moim sporym szyciowym konikiem – to tworzenie bielizny <3 Stawiam w niej powolne, czasem niepewne kroki i dosyć długo dłubię przy jednej rzeczy. By była jak najlepiej dopasowana i możliwie idealnie wykończona. Każdy drobny szczegół i detal ma tutaj ogromne znaczenie, bo jak coś będzie się nieładnie układać, odstawać lub wpijać (tu np. w przypadku majtek, bo bralet jest bez fiszbin) – wpłynie to znacząco nie tylko na wygląd i komfort noszenia. Ale także na właściwe zdrowie piersi czy skóry. Stąd bielizna powinna być idealnie dopasowana. Dość sporą pomocą jest nie tylko zbieranie wiedzy o szyciu bielizny, ale także nabyte przeze mnie lata temu podstawy z braffitingu. Tak – pracowałam niegdyś w znanym współcześnie sklepie z bielizną i aktualnie wykorzystuję tę bazową wiedzę podczas szycia bielizny dla siebie 🙂
W ciągu tych dwóch miesięcy, zdecydowałam się na uszycie kolejnego, drugiego w świecie nauki szycia braletu. Do jego stworzenia najbardziej mnie zmotywowała i urzekła… koronka 😉 Jestem nią zachwycona! Ten kolor, wzór – coś pięknego… A ponieważ w bieliźnie stawiam zazwyczaj na dopasowane kolorystycznie komplety – postanowiłam dodatkowo zrobić koronkowe majtki. Tak dla dopełnienia całości. W tym celu zakupiłam nieco więcej koronki… której i tak w pełni nie starczyło, bo długo zmieniałam koncepcję, jaki wybrać do nich wykrój… Zrobiłam go ostatecznie samodzielnie, na podstawie moich ulubionych majtek – najwygodniejszych z koronkowych, jakie miałam do tej pory w swojej garderobie. Pod tym względem bazowa wiedza też już jest nabyta, bo w międzyczasie szyję dla siebie i Kruszyny proste, jersey’owe majtki. Choć takimi bazowymi majtkami się zazwyczaj nie dzielę – a może powinnam? 😉
Jak widać – koniec końców, wszelkie „niedobory” koronki postanowiłam wypełnić pasującym do całości, czarnym i delikatnym jersey’em wiskozowym. Jeśli chodzi o szycie bielizny i moje pierwsze kroki w jej tworzeniu – więcej różnych szczegółów oraz inne (możliwe, że dla kogoś cenne i przydatne) informacje zawrę w przyszłości w jednym, konkretnym wpisie.
W tym przypadku lekko „zaatakowałam” zdjęciami, bo na ten moment nie miałam ani sposobności, ani czasu na zrobienie w ostatnich miesiącach osobnego wpisu o tym komplecie, a chciałam się nim chociaż trochę podzielić 🙂 Jak przyjdzie wreszcie czas i wena na całościowy, ogólny wpis związany z tworzeniem bielizny – znajdzie się tam zdecydowanie więcej zdjęć oraz szczegółowych opisów. Jakby nie było, wniosek jest jeden – z tworzeniem bielizny wpadłam po uszy równie mocno, jak z tworzeniem ubrań!
Co się działo poza szyciem?
Uwzględniając styczeń i luty – z pewnością pierwsze, co się narzuci każdemu, kto studiuje lub studiował, to oczywiście czas sesji. W trybie zdalnym i z małym (dwuletnim! ;D) dzieckiem na pokładzie to nie lada wyzwanie, stąd musiałam tymczasowo odpuścić większą częstotliwość – i bycia w sieci, i przy maszynie do szycia. Przy okazji zaczęły się pojawiać różne, czasem wręcz dziwne sytuacje oraz chwilami konieczne wręcz wstrzymanie różnego rodzaju przeciążeń organizmu. Ale mimo to – coś się działo na Białej Nici! O tym parę słów poniżej 🙂
Refleksje o rękodziele
Rozważając dalej, nasuwa się myśl, że dopóki wszyscy rękodzielnicy nie wezmą się za poprawę jakości swoich cen (doceniając zwłaszcza w tym wszystkim siebie oraz to, co robią!) – przykra i niestety dość powszechna w Polsce mentalność typu „Czemu tak drogo?” czy „Kupię sobie taniej w innym miejscu.”, nie ulegnie żadnej zmianie. Osobiście, z perspektywy czasu zdecydowanie częściej stawiam na jakość, niż ilość. Rękodzieło to współcześnie luksus. Coś wyjątkowego. Niespotykanego w jakimkolwiek znanym, „markowym” w dzisiejszych czasach miejscu. Stąd coraz częściej dostrzegam, że powinno się je wyceniać zdecydowanie inaczej, niż hurtowo sprzedawane rzeczy w tzw. sieciówkach.
Małe ziarenko
Kolejna ważna myśl, która chodzi mi po głowie już od czasu, kiedy zaczęłam szyć dla siebie ubrania: jak wiele czasu oraz energii muszą wydobywać z siebie ci wszyscy biedni ludzie z takich miejsc, jak przykładowo Bangladesz lub inne, podobne mu w tym zakresie kraje. Tylko po to, by tworzyć masowo ubrania w nadmiernej często ilości. I to dość często tylko po to, by „człowiek Zachodu” mógł sobie w nich chwilę pochodzić… By tylko na jeden sezon pochwalić się swoją „zdobyczą” przed światem, w którym żyje… Stąd wszelkiego rodzaju „markowe ciuchy” już dawno przestały mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Jeszcze, zanim zaczęłam szyć. I do teraz – kiedy choćby nie mam wystarczająco czasu, by coś sobie uszyć w danym momencie – zdecydowanie wolę czegoś sobie poszukać w lumpeksie. Dzięki temu mogę choć trochę zmniejszyć nieustanną rotację produkowania i wyrzucania stosu jeszcze tak niedawno nowych materiałów, ubrań, strzępek tkanin, a także wypocin od wyzyskiwanych w innych krajach ludzi – nawet dzieci…
Możliwe, że ktoś pomyśli „Ale jesteś tylko jedna z takim myśleniem. To niczego nie zmieni”. Możliwe. Na pewno nie od razu. Wszelkie małe zmiany wymagają często ogromu czasu, by powstało z nich coś większego. Nie oczekuję przy tym, że nagle wszystko się zmieni na lepsze – bo wiem, że to po prostu niemożliwe. Jednak mając większą świadomość, jak skonstruowany jest współczesny świat – zdecydowanie wolę wybrać to, co jest lepsze w moim przekonaniu. Skoro jako jeden konsument na całym świecie odrzucam masowo szyte ubrania, to choć w niewielkim stopniu mogę spowodować zmniejszenie produkcji co najmniej jednej sztuki T-shirtu, który musiałaby uszyć uboga kobieta z Południowej Azji. Choć trochę jej „stos”, to „dzienne minimum”, które musi zrobić,choć odrobinę się zmniejszy. Oczywiście jest to wizja dość obrazowa, metaforyczna. Możliwe, że dla kogoś przerysowana. Nie zmienia to jednak faktu, że czuję się zdecydowanie lepiej, rezygnując z masowo szytych ubrań. I dodatkowo – dzięki mocy social mediów odkrywam, że osób myślących podobnie, jak ja jest zdecydowanie więcej, niż wcześniej podejrzewałam! Ok! Myślę, że wystarczy, bo mogłabym o tym pisać i pisać, więc jest to raczej temat na ewentualny osobny wpis i dyskusję. Dość refleksyjny ze mnie człowiek – stąd dobrze, że mam tego bloga. Mogę się tu przynajmniej „wyżyć piśmienniczo” 😉
Od ogółu do szczegółu
Najwięcej przemyśleń, jak wyceniać swoje rękodzieło zaczęło się u mnie w chwili, gdy u jednej z osób, które systematycznie obserwuję z zakresu szycia i rękodzieła, rozpoczęła się na ten temat otwarta dyskusja u Dagmary ze @wspominky_decor.
Całkiem niedawno, bo na przełomie stycznia i lutego, Dagmara poruszyła na swoim koncie IG właśnie to zagadnienie – wyceny rękodzieła. Otrzymała wtedy tak wiele odpowiedzi i reakcji (też brałam w tym skromny udział 😉 ), że postanowiła dla chętnych osób stworzyć wokół wszelkich zebranych informacji opracowanie – skierowane zwłaszcza do sprzedających swoje wyroby rękodzielników. Tytuł brzmi: Wybrane duże grzechy wyceny produktów i usług przez małe firmy rękodzielnicze – i mówi oczywiście sam przez siebie 🙂 Jestem jedną z szczęśliwych nabywczyń tego egzemplarza i nie raz do niego wracam, gdy stopniowo wdrażam się w tematykę przyszłej sprzedaży – aby o niczym nie zapomnieć, co jest dla mnie istotne.
Wszelkie popełniane błędy u sprzedających rękodzielników zostały podzielone na siedem głównych uchybień, co stanowi analogię do siedmiu grzechów głównych. W wymiarze chrześcijańskim, pojawienie się grzechu ciężkiego powinno zazwyczaj prowadzić do konsekwentnego pozbycia się go z własnego życia – by go więcej nie popełniać. Myślę, że jest to dość ciekawy, przyciągający uwagę zabieg. Daje do zrozumienia, że poznając swoje sprzedażowe wady – warto się do nich przed sobą przyznać i je skutecznie wyeliminować.
Opracowanie pełni funkcję mocno refleksyjną. Zostają w nim często zadawane bezpośrednie pytania do czytelnika, na które powinien uczciwie przed sobą odpowiedzieć. Przykładem wymienionego w nim grzechu jest chociażby sugerowanie się ceną podobną do tych, które są w popularnych sieciówkach. Na przykład: nasuwa się tam pytanie, czy ktoś z rękodzielników byłby w stanie wyprodukować tyle poszewek, co w popularnej sieci sprzedażowej. Odpowiedź oczywiście zabrzmi, że nie. Zaraz po tym jest wartościowanie właściwych postaw przy wycenie oraz z czego one wynikają. Jest tam również powiedziane, dlaczego rękodzieło nie jest równoznaczne z produktem w zwyczajnym sklepie. Zaś pod koniec każdego grzechu następuje wypisanie ważnych porad, co można by było z zaistniałą sytuacją zrobić.
Podsumowując – z pewnością nie jest to poradnik, który czyta się tylko raz, bez wyciągania z niego głębszych przemyśleń. Myślę, że skoro mi bardzo pomaga w zmianie myślenia o rękodziele i jego wycenie – tym bardziej
Jeśli chodzi o autorkę tego opracowania – Dagmara jest niezwykle mądrą i wspaniałą osobą! Mówi w nim o swoim osobistym doświadczeniu, opierając je dodatkowo na wieloletnim, prawniczym wykształceniu. A od trzech lat sukcesywnie tworzy rękodzieło w swojej firmie WSPOMINKY, co jak widać – daje jej ogromną radość! Jeśli chcecie lepiej poznać Dagmarę oraz to, jakie piękne tworzy cuda – zachęcam do odwiedzenia jej miejsc w sieci 🙂
Zaś zupełnie od serca dodam jeszcze, że Dagmara tworzy przede wszystkim przepiękne poduszki i poszewki do salonu (zawsze mnie mocno urzekają te okrągłe!), papierowe kwiaty do dekoracji, które wyglądają, jak prawdziwe, a nawet małe przydasie np. w postaci frotek do włosów. Tym bardziej, jeśli ktoś z Was chce mieć wymarzone, perfekcyjnie dobrane kolory, wzory czy konkretny styl w salonie – Dagmara z pewnością profesjonalnie się Wami zajmie i sprawi, że Wasze mieszkanie będzie opływać w luksusy, jak z najlepszego magazynu wnętrzarskiego!
Podsumowanie
Dobrze – kiedy szczery miód słowny został rozlany, czas na podsumowanie… podsumowań 😉 Jak więc widać – mimo, że „na zewnątrz” działo się u mnie zdecydowanie mniej, niż zazwyczaj i z mniejszą częstotliwością – trochę sytuacji związanych z szyciem czy dalszym samorozwojem ma u mnie zawsze miejsce. Ważne, że mimo wszystko jest jakikolwiek progres – choć ten czasem ciężko mi u siebie zauważyć. Stąd jestem ogromną zwolenniczką robienia podsumowań. Osobiście bardzo mi pomagają poukładać wiele spraw, które miały u mnie miejsce, a także spojrzeć na swoje działania z nieco szerszej perspektywy. Dzięki temu wiem, że nawet jeśli w moim odczuciu nic się nie działo – jest to tylko myślenie subiektywne. Bo zawsze coś się dzieje 🙂 I nawet, jeśli coś się w życiu wiąże z jakikolwiek regresem – nawet ten ostatecznie zmierza do tego, by ruszyć dalej.
Na koniec mam cichą nadzieję, że marzec okaże się dla mnie zdecydowanie spokojniejszy, jeśli chodzi o pozaszyciowe i pozablogowe życie 😉 A w całej gamie spraw dotyczących szycia, bloga i rozwoju w tym kierunku – czas pokaże, co będzie dalej.
Oby marzec był dla nas wszystkich momentem rozwijania się nowych pomysłów, idei i planów do dalszych działań. Życzę Wam najwięcej słońca i ciepła na ten pierwszy w tym roku, wiosenny miesiąc!
Ania 🙂