LIFESTYLE & MUMSTYLE,  SZYCIE,  SZYCIOWY PAMIĘTNIK

Październik i listopad 2020. Podsumowanie

Jeszcze pod koniec września byłam przekonana, że uda mi się regularnie prowadzić podsumowanie jednego miesiąca. A jednak tym razem październik i listopad pojawiają się tutaj razem. Choć w życiu osobistym z początkiem października zaczęło być powoli pod górkę – byłam wtedy przekonana, że mimo to, uda mi się przelać cokolwiek w słowach, z czym nigdy wcześniej nie miałam żadnych blokad. Bo w sumie zawsze lubiłam pisać i przychodziło mi to z ogromną łatwością. A jednak wszelkiego rodzaju nieprzyjemne doświadczenia i przeżycia na raz przytłoczyły mnie na tyle mocno, że jedyne, co pomogło mi wtedy „przetrwać” – było szycie i pieczenie. Z pisaniem całkowicie się zablokowałam. Nie potrafiłam bez ogromnego wysiłku z mojej strony napisać tu chociaż prostego, pojedynczego zdania. Po raz pierwszy w moim życiu pojawiła się „piśmiennicza blokada”, wręcz awersja.

Na szczęście wliczając w podsumowanie października także listopad, w którym działo się już powoli znacznie lepiej, a także niezwykle pozytywnie – podsumowanie tych dwóch miesięcy razem wziętych, okazało się dość różnorodne w przewijającej się treści kolejnego bagażu szyciowo-życiowych doświadczeń. Po tym wylewnym, długim wstępie – zapraszam do wpisu! 🙂

Październik – co się działo w tym czasie?

Przede wszystkim jest to dla każdego studenta czas rozpoczęcia nowego semestru. Czyli zdalny tryb studiów, którego naprawdę nie znoszę, bo oznacza siedzenie przed komputerem przez cały dzień, co jest dla mnie strasznie uciążliwe i nie mogłabym na dłuższą metę pracować tak długo przy matrycy. Plus Kruszyna, która podczas ośmiogodzinnych zjazdów szaleje tuż obok i ciężko się skupić 😉 oraz codzienne obowiązki, których jak zawsze – sporo. Więc, jak u większości osób teraz – nasz kolejny misz-masz w całej rodzince malowany 😉 Stąd od początku października staram się odpowiednio organizować zarówno z wychowywaniem córeczki, nauką, szyciem oraz wszystkim, co się składa na nasze wspólne życie. I pod tym względem miałam już prawie wszystko ładnie ogarnięte. Aż tu stopniowo i z coraz większym natężeniem zaczęła się dolina.

Od połowy października bardziej, niż kiedykolwiek, zaczęły się u nas sypać sytuacje osobiste i nie wnikając w większe szczegóły – rzutowały one na całokształt każdej sfery mojego życia. W tamtych chwilach największą odskocznią było dla mnie szycie, które często działa jak terapia. Miałam coraz mniej chęci i motywacji do tego, by jakoś bardziej działać na blogu czy w social mediach – choć starałam się walczyć ze zniechęceniem i nad tym pracować. I przede wszystkim starać się żyć dalej, normalnie funkcjonować. Sporo szyłam – tym razem głównie terapeutycznie. Wciąż nie zdążyłam się wszystkim podzielić w internecie, ale już się niepotrzebnie nie spieszę. Przykładowe rzeczy, które w tym czasie powstały, to np. sukienka dla córeczki, mój pierwszy w życiu bralet czy bordowy sweter i spódnica w kratkę.

Wyjątkowe szycie na zamówienie

Jak można zobaczyć na poniższym zdjęciu – ten cudny wianek od Alicji z Manufaktura Wyobraźni, przyniósł mi ogrom radości. Kiedy go otrzymałam i miałam na sobie – czułam się tak, jakby wszystkie moje problemy były nagle gdzieś obok. Był moim amuletem szczęścia. Znacznie łatwiej przyszło mi dzięki niemu uporać się z troskami oraz z poukładaniem tego, na co miałam jakikolwiek wpływ. Zatroszczyłam się dzięki niemu o zwłaszcza lepsze samopoczucie, wewnętrzną harmonię. Wianek otrzymałam za naszą obustronną wymianą – Alicja poprosiła mnie o wykonanie fartuszka w stylu vintage, ja zaś otrzymałam od niej to piękne jesienne cudo. Choć nie szyję na zamówienie nikomu poza moją rodziną i bliskimi – postanowiłam spróbować tego typu barter aby się przekonać, czy taka droga w szyciu byłaby w przyszłości dla mnie. A przy okazji się dowiedziałam, że prawdopodobnie jesteśmy z Alicją dalszą rodziną, więc koniec końców – i tak się wpisuje w listę moich wyjątków od reguły 😉 W momencie, kiedy otrzymałam „zlecenie” – nie było października, a więc jeszcze w czasie przed namnażającymi się rodzinnymi krzyżami. Ale nawet poza tym, to mimo wszystko tworzenie dla kogoś innego, niż dla siebie, Kruszyny czy męża, w dodatku pod wymiar, tylko metodą online i na zamówienie sprawiło, że się nieco podłamałam w temacie szycia. I choć na razie fartuszek, który podarowałam Alicji jest tylko prototypem – docelowy z lnu wykonam dopiero w momencie, kiedy będę miała na to więcej czasu (studia) i kiedy będę na niego wystarczająco gotowa – zwłaszcza z nastawieniem.

Choć z góry wiedziałam, że na pewno będzie coś do poprawki – przez mocno zachwianą już równowagę psychiczną, spojrzałam na siebie i swoje szycie okrutnie i krytycznie. A do poprawki są trzy rzeczy: zwiększenie kieszonek, nieco szersza falbana przy ramionach zwężająca się ku dołowi i nieco krótsze ramiączka, bo jednak na Alicji okazały się być trochę za długie. Teoretycznie nie ma tragedii… A jednak poczułam wtedy bezsens wobec tego, co robię i co sobą reprezentuję jako Biała Nić. Także – szycie na zamówienie na pewno nie jest dla mnie, bo nie czuję się w tym wystarczająco komfortowo – zwłaszcza w ostatnim czasie. Choć fartuszek wygląda ładnie, na ten moment widzę w nim kompletnie coś innego. Ale mimo powyższego – szyło się go naprawdę przyjemnie! Cały wykrój musiałam ostatecznie dość mocno zmodyfikować. Kiedy w przyszłości nastąpi szycie docelowe, chciałabym zrobić o nim osobny wpis, gdzie pokażę, z jakiego wykroju korzystałam i jakie zmiany musiałam w nim wprowadzić.

IMG 0778 edited edited 1024x683 Październik i listopad 2020. Podsumowanie
IMG 0743 639x1024 Październik i listopad 2020. Podsumowanie
IMG 0747 683x1024 Październik i listopad 2020. Podsumowanie

W tamtym czasie poza szyciem i wypiekami, znacznie częściej odpoczywałam. Dawałam już sobie możliwość do tego, by sobie coś odpuścić – choćby w związku z blogiem. Z troski o siebie i dla własnego dobra. By się niepotrzebnie nie obciążać, a nawet nie winić za to, że czegoś nie zrobiłam tak, jak miałam w planie tylko dlatego, że byłam rozbita od środka i nie miałam nawet sił, by cokolwiek pisać. Nie chciałam się również wykończyć nadmiarem wszystkiego na raz. Wiedziałam, że póki życie prywatne nie ułoży się choć trochę lepiej – nie warto być na siłę silniejszym, niż się w danym momencie było. Zaczęłam więc po prostu bardziej walczyć o siebie – o lepsze samopoczucie, o poukładanie na ile to możliwe swojego osobistego świata. Kiedy przychodzą różne trudności – jestem mimo wszystko wdzięczna losowi za to, że mam niegasnącą nadzieję na to, że jeszcze będzie lepiej. Tego typu nastawienie ogromnie mi pomaga. Choć nie zawsze jest ono łatwe do wydobycia z siebie – uważam, że warto o to dbać <3 Na szczęście z czasem zaczęło powoli świecić w moim życiu słońce – ale o tym więcej w podtytule o listopadzie.

Koniec października to także dość burzliwy czas w wymiarze polityczno-społecznym – w końcu to właśnie wtedy zawrzało w całym kraju z powodu orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego. Nie wiem, co bym osobiście zrobiła w przypadku, gdyby moje dziecko okazało się chore, będąc w ciąży -bo tego nie da się przewidzieć… Jednak wprowadzając aż tak okrutne obostrzenia w całym kraju – z góry narzuca się każdej kobiecie, a nawet każdemu obywatelowi jeden, zawężony sposób postępowania. A przecież kobieta też powinna mieć prawo coś na ten temat powiedzieć, prawda? Czy jednak państwo powinno mówić za nią – „bo czemu nie”? Taka demokracja… Oczywiście każdy ma na ten temat osobiste zdanie. Ja również, dlatego na kartach internetowego pamiętnika je w dość krótkiej formie zostawiam. Najbardziej nie mogę zrozumieć, dlaczego narzuca się całemu krajowi jeden punkt postępowania, skoro brak pełnych, normalnych podstaw prawnych – choćby wobec tego, jak postrzegane jest dziecko w polskim prawie jeszcze w łonie matki? Stąd tym bardziej nie jestem w stanie zaakceptować chorych działań rządu. Nieuleczalna choroba dziecka, niepełnosprawność wykryta już w czasie ciąży… dalsze decyzje powinny być po stronie kobiety. I niezależnie od tego, co ona wybierze – państwo pod przykryciem Kościoła (który niestety mocno się wmieszał w politykę kraju) poprzez to orzeczenie pokazuje, że próbuje rządzić i sterować sumieniem wszystkich ludzi. A zwłaszcza teraz – kobiet. Pod tym względem czuję bezradność. Jakby rząd zawiązał każdej kobiecie niewidzialne łańcuchy. I choć człowiek stara się żyć dalej – już nigdy nic nie będzie takie samo.

Wnioski z tego miesiąca

Podstawowy wniosek mam jeden – warto być wobec siebie wyrozumiałą. Kiedy przychodzi jakikolwiek życiowy kryzys – warto się przytulić i powiedzieć do samej siebie, że na niektóre rzeczy nie mamy wpływu. Że bez naszej obecności świat się nie zawali, kiedy na chwilę odsuniemy się na bok. Że jeszcze będzie dobrze. Kiedy przez nadmiar przykrych doświadczeń uświadomiłam sobie i przyznałam się przed sobą, że nie daję rady – dopiero wtedy zaczęłam powoli zbierać się z ziemi, składając w jedną całość porozrzucane części siebie. Choć od lat staram się nie okazywać żadnej słabości w cięższych chwilach – tego typu wyznanie pomogło mi ruszyć dalej. Dlatego o tym mówię. Może komuś taki sposób spojrzenia na siebie też pomoże ruszyć do przodu, kiedy przyjdzie jakikolwiek większy kryzys. Warto być wobec siebie wyrozumiałym. To mój najważniejszy wniosek.

Tu przede wszystkim pragnę podkreślić dość istotną dla mnie, owocną w skutkach i pozytywną sprawę. To właśnie październik najbardziej zapoczątkowuje u mnie etap, w którym znacznie częściej odpoczywam, dbam o swoją wewnętrzną równowagę, troszczę się o siebie, a czasem także odpuszczam z danego tematu, jeśli rzeczywiście jest to konieczne. Chodzi mi zwłaszcza o częstotliwość udzielania się w Social Mediach. Kiedy początkowo powstawała Biała Nić – bywałam na nich codziennie w nowych postach. Na ten moment nie wiem, jakim cudem miałam na to wcześniej tyle energii, chęci i czasu 😉 Teraz coraz częściej znacznie bardziej stawiam na jakość, niż ilość – chodzi mi tu przede wszystkim o stałe kontakty, relacje, które dzięki „socialom” zaczęły się tworzyć. Taka forma i taki powód uczestnictwa w życiu Social Mediów odpowiada mi najbardziej! I gdyby na socialach nie było prawdziwych ludzi, dzięki którym można dzielić się wspólnymi pasjami czy zamiłowaniem do rękodzieła – to prawdopodobnie w ogóle by mnie tam już nie było 😉

Listopad – jak przebiegł ten miesiąc?

Jak łatwo się domyślić – początek listopada był oczywiście równie nieprzyjemny, jak koniec października. W końcu ludzkie wydarzenia nie wyłączają się magicznym przyciskiem, choć czasem chciałoby się taki przycisk mieć. Nie zamierzam tu w jakikolwiek sposób wystawiać w szczegółach mojego prywatnego życia, więc jedynie wspomnę tutaj tylko o jednej kwestii, bo jest jednak w jakiś sposób istotna. Początek listopada to od czterech lat dla mnie czas wspomnienia mojej Babci, która właśnie w tych dniach odeszła. Miałam z nią bardzo bliską relację – znacznie bliższą, niż kiedykolwiek miałam z mamą. Ponieważ odeszła zaraz po Wszystkich Świętych – w tym roku znacznie dotkliwiej odczułam jej brak. Mimo to, małymi kroczkami postanowiłam powolutku wychodzić z wszelkich ciemności, które zawisły nad moją głową.

Jeśli chodzi o szycie – ono szło i wciąż idzie stopniowo do przodu, bo stanowi dla mnie nie tylko największą pasję, ale także formę terapii. Szycie to poza pasją mój sposób na radzenie sobie z trudnościami. Dlatego, jak podczas szycia robię też na raz inne czynności (np. nauka, słuchanie audiobooków, podcastów, czytanie książek itp.), to tym razem postanowiłam z tym jednak odpuścić – by dać upust własnym uczuciom, refleksjom, przemyśleniom. By wszystko sobie na spokojnie poukładać oraz odbudować to, co jest możliwe.

W czasie różnych zmagań, poza szyciem bardzo mi wciąż pomagało pieczenie. Jest to dla mnie świetny sposób na zrelaksowanie się, na odpoczynek, odcięcie się także choćby na chwilę od nadmiaru informacji, internetu. A przy okazji powstaje coś dobrego, co dodatkowo polepsza choć trochę samopoczucie 🙂 Mimo, że jakichkolwiek wpisów wciąż za bardzo na blogu nie było – postanowiłam podzielić się tutaj chociaż przepisami, przy których eksperymentowałam w ostatnim miesiącu. W skończonej formie powstała więc tutaj tarta korzenna z białą czekoladą i powidłami oraz kruche ciasteczka z cynamonem.

Szycie ubrań – i tak minął pierwszy rok…

Kolejną dobrą rzeczą, która również wyszła pod koniec listopada – właśnie mija rok, odkąd zaczęłam tworzyć dla siebie ubrania! Pamiętam, jak bardzo się bałam zrobić krok w tym kierunku i jak bardzo jednocześnie tego chciałam 🙂 Stąd w formie zdjęć podaję poniżej uszyte dla siebie ubrania, by móc się nacieszyć tym rocznym szyciowym dorobkiem w mojej szafie. Wiele się nauczyłam przez ten rok…. Myślę, że z pewnością napiszę o tym więcej w podsumowaniu całego roku 2020. Mam nadzieję, że jeszcze więcej przede mną, bo ogromnie mi się spodobało tworzenie swojej własnej garderoby. Kolejnym marzeniem w tym kierunku są u mnie stacjonarne kursy z konstrukcji ubioru – by dowiedzieć się na ten temat znacznie więcej, bo bardzo mnie to zaintrygowało. Na razie zarówno z powodu pandemii, innych priorytetów finansowych, jak i trwającego roku akademickiego – nie mogę sobie teraz pozwolić na ten krok, ale wszystko w swoim czasie 🙂

By uczcić ten rok szycia dla siebie ubrań – specjalnie zapełniłam moją szafę wyłącznie tymi, które sama uszyłam – jedna bluzka była jeszcze w praniu, ale i tak ją tutaj wymieniłam. Kiedy zapełniłam szafę zdałam sobie sprawę, że tych ubrań jest znacznie więcej, niż myślałam! Naprawdę nie wiem, kiedy je szyłam – chyba po nocach… 😉

Łącznie moja uszyta szafa po tym roku to:

  1. 8 sukienek:

2. 2 kostiumy na lato: (wersja z krótkimi & długimi spodniami)

3. 8 bluzek:

4. 4 swetry:

5. 2 piżamy: (jedna na zimę, druga na lato)

6. 3 dresy:

Dwoma ostatnimi dresami się jeszcze w pełni nie dzieliłam w sieci, poza relacjami na Social Mediach.

7. 1 spódnica: ołówkowa w kratkę

8. Bielizna: (bawełniane majtki – 6 sztuk i 1 bralet)

Licząc wszystko razem, wyszły mi 33 uszytki, zaś liczone w piżamach i dresach na pojedyncze sztuki – spodnie i góra – 38 szt. (do piżamowego dresu uszyłam 2 szt. topu; T- shirt; bluzę i jedne spodnie do ostatniego dresu na zmianę. Możliwe, że mogłabym „nadrobić zaległości” w internecie i pokazywać po kolei wszystko, co szyję. Tylko nie zawsze nadążam za tym, by na bieżąco robić im jakieś ładne, przyzwoite zdjęcia. Ale jeśli miałabym wybierać właściwe gospodarowanie swoim czasem – zdecydowanie wolę więcej szyć, niż za długo siedzieć w internecie, udostępniając codziennie nowe zdjęcia 😉

Zaś podstawowy wniosek na kolejny rok w szyciu ubrań – czas nadrobić zaległości w tworzeniu spodni i spódnic! Spodnie odważyłam się w tym minionym roku szyć na razie tylko dresowe i jak widać – przekonałam się wstępnie do jednej spódnicy. Myślę, że warto będzie się powoli przełamywać z nowym etapem tworzenia – tym bardziej, że od porodu znacznie częściej chodzę w spodniach, niż w sukienkach czy spódnicach razem wziętych. Są dla mnie na razie znacznie wygodniejsze w codziennym ogarnianiu rzeczywistości. A na najniższej półce czekają już inne materiały z myślą o kolejnych ubraniach – w tym jeden z nich otrzymałam „w spadku” po mojej babci 🙂

IMG 1631 edited 583x1024 Październik i listopad 2020. Podsumowanie
IMG 1630 1024x683 Październik i listopad 2020. Podsumowanie
IMG 1316 1024x683 Październik i listopad 2020. Podsumowanie
IMG 1454 738x1024 Październik i listopad 2020. Podsumowanie

Październik i listopad. Podsumowanie

Jak widać – były to naprawdę różnorodne miesiące, które zarówno dały mi życiowo w kość, jak i mimo wszystko – pomogły zrobić kolejny krok do przodu. A także spojrzeć nieco szerzej na swój osobisty rozwój związany z tworzeniem ubrań.

Sporo się działo przez te ostatnie miesiące i choć wciąż jeszcze „odreagowuję” trudne doświadczenia – jestem pełna nadziei na to, że czas świąteczny oraz cały ostatni miesiąc tego roku, będzie dla mnie łaskawszy <3 W podsumowaniu grudnia oraz całego roku, wezmę już bardziej szczegółowo pod uwagę zestawienie rozwoju szyciowo-życiowego. Na razie mój rozwój jest wciąż w formie samouka, ale pewnie nie jestem w tym temacie jedyna 🙂 Bardzo mocno cenię sobie wsparcie pasjonatów szycia, których miałam okazję poznać w tym roku lepiej dzięki sile mediów społecznościowych. I choć bywam na nich znacznie rzadziej, niż jeszcze rok temu – to choćby pod tym jednym względem warto być w takich miejscach, by poznawać ludzi z pasją <3

Mam nadzieję, że Wasze ostatnie dwa miesiące były mniej burzliwe i bez żadnych trudniejszych doświadczeń! Oby ostatni miesiąc tego dziwnego, strasznie wydłużającego się pandemicznego roku 2020, był dla nas wszystkich jak najlepszy, obfitujący w ogromną nadzieję na znacznie lepszy, czekający nas wkrótce Nowy Rok!

Tymczasem zmykam do codziennych obowiązków, studenckiej nauki, świątecznego dekorowania domu, szycia i kończenia przepisu na lukier do ciasteczek 🙂 Trzymajcie się!

Ania

IMG 1560 edited edited 1011x1024 Październik i listopad 2020. Podsumowanie
IMG 1627 edited 1024x683 Październik i listopad 2020. Podsumowanie
IMG 1424 1 721x1024 Październik i listopad 2020. Podsumowanie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *